czwartek, 7 stycznia 2016

Chyba troszkę, znikłam, nie? Szczęśliwego Nowego Roku!

Cześć!

Czy wiecie, że dziś rocznica zamachu na redakcję Charlie Hebdo? I nie jest to bynajmniej uwaga bez znaczenia - o nie! Ma to wydarzenie bowiem ogromny wpływ na ten post! A dlaczego tak jest i co to oznacza już bezzwłocznie tłumaczę.

Od początku tego roku szkolnego, tj. od września, przyjemność mam uczestniczyć w pewnym wspaniałym wydarzeniu - mówię tu o lidze debatanckiej. W najbliższym czasie, już za parę dni, czeka mnie debata na temat Charlie Hebdo - stąd też piszę post na temat debat teraz, nie zaś kiedy indziej.

Ale o co właściwie chodzi? Otóż w lidze debatanckiej wszelakie szkoły, a właściwie ich przedstawiciele w postaci drużyn debatanckich, mierzą się w spaniałych i emocjonujących rozgrywkach na wzór debat oxfordzkich, co wiąże się z ostrą wymianą argumentów i pełnymi emocji mowami o prawdzie objawionej. Tematy są wszelakie - od historycznych przez etyczno-moralne aż po absurdalne. Mimo iż obie drużyny znają temat przed debatą - co jest rzecz jasna konieczne do przygotowania odpowiedniej argumentacji - żadna z nich nie zna swej strony - czy tezy będą bronić (opozycja) czy też wręcz przeciwnie - obalać (opozycja), co sprawia, że każda z nich musi przygotować się na każdą ewentualność, nigdy nic albowiem nie wiadomo.

Co jest genialne w tychże rozgrywkach? Jest to genialna okazja do rozwinięcia swych umiejętności retorycznych oraz do nauki budowy spójnej argumentacji. Jak to przekonała się nasza drużyna, wymaga to jednak zaangażowania całego zespołu, gdy bowiem jeden zawali, reszta również poniesie tegoż czynu konsekwencje. Uczy więc to odpowiedzialności. Oczywiście jest to także okazja do poszerzenia swojej wiedzy ogólnej. I genialnej zabawy. Nawet nie wiecie, jakie zabawne rzeczy zdarzyć się mogą na kole debatanckim.

Cóż na celu ma ten  post jednakowoż? Właściwie powstał on jedynie, by szerzyć wiedzę o tym, że coś takiego istnieje, z licznych moich rozmów z rówieśnikami bowiem wynika, że nie jest ona wcale powszechna. Co prawda szerzenie jej poprzez niezbyt popularnego bloga prawdopodobnie nie  przyniesie ogromnych korzyści, lecz kto wie? Może natchnę kogoś do założenia własnej drużyny debatanckiej? Nigdy nic nie wiadomo. ;)

Pozdrowienia z drugiego końca internetu,

Valancy.