czwartek, 18 sierpnia 2016

Poczuj lato Book Tag

Dzień dobry!

Choć w momencie pisania tego posta *postu? Niee, chyba posta* za oknem moim siąpi nieprzyjemny deszcz, a w momencie publikacji mija połowa sierpnia, postanowiłam ruszyć na podbój pewnego tagu. Mowa tu o Poczuj lato Book Tag. Bez dłuższych wstępów, rozpocznijmy!


1. Książka lub seria, którą chcesz przeczytać w wakacje.

Jako że wakacje powoli już się kończą, wybrałam serię, którą chciałam przeczytać na początku, a obecnie jestem już w trakcie. Mowa tu oczywiście o Władcy Pierścieni! Odkąd pamiętam, zawsze chciałam przeczytać tę książkę, jednak wydawało mi się, prawdopodobnie z resztą słusznie, że jestem na nią zbyt mała, język będzie za trudny, a ja nic nie zrozumiem. Całe szczęście mam wrażenie, że te czasy przeminęły, tak więc dziś cieszę się lekturą tych wspaniałych dzieł. Dlaczego mam wrażenie, a  nie mam pewność? Cóż, nigdy nic nie wiadomo, może mi się tylko wydawać, że Śródziemie stanęło przede mną otworem, a tak naprawdę  jego zakątki wciąż mogą być pogrążone w mroku...


2. Książka z żółtą lub niebieską okładką.

"Maladie i inne opowiadania" autorstwa Andrzeja Sapkowskiego zamknięta jest w okładce utrzymanych w odcieniach niebieskiego, choć nie są to raczej letnie widoki. Nie miałam jeszcze okazji przeczytać tej książki, mimo że znajduje się na mojej półce już od dłuższego czasu i zajmuje bardzo wysokie miejsce w moim niebieskim notesiku. Mam nadzieję zabrać się za nią jeszcze przed końcem sierpnia.


3. Twój plażowy must have. 

Cóż, jakoś tak się dzieje, że gdy w mojej okolicy jest morze, zaczynam czytać gwałtownie szybciej. Może jest to kwestia nudy, może czegoś innego, tak czy owak ilekroć wyjeżdżamy z rodziną na słoneczne wybrzeża wszelakich krajów, połowę mojego wyposażenia stanowią książki, których nigdy nie jest dostatecznie dużo. Ciężko więc stwierdzić, która z nich jest plażowym must have. Ale jako że w sezonie plażowym pochłaniam ogromne ilości kryminałów, padło właśnie na kryminał - "Morderstwo w Orient Ekspresie" Agaty Christie, czyli jedna z moich pierwszych książek tego gatunku.


4. Książka z okładką, która kojarzy Ci się z wakacjami.


Musiałam nieźle zagłębić się w swoje zbiry, żeby udzielić odpowiedzi na to pytanie. Ale w końcu udało się. Uwaga, uwaga, "Robinson Kruzoe"! Plaża, statek, zarośnięty mężczyzna w łachmanach - czy nie jest to iście wakacyjna sceneria?


5. Powieść, która wywołała u Ciebie słoneczny uśmiech.

Postanowiłam nagiąć trochę zasady i wybrać nie powieść, a książkę dla dzieci wypełnioną opowiadaniami. Mowa tu o książce "Co tam u Ciumków?", która poprawiała mi humor nawet gdy wyrosłam już z czytania na dobranoc. Ilekroć bardzo stresowałam się czymś, co miało się stać za dzień czy dwa, sięgałam po tę pozycję, coby pomogła mi zasnąć. Zdradzę Wam tajemnicę - działało za każdym razem.


6. Książka, przez którą wylałeś morze łez.

Jestem osobą dość emocjonalną, nie jest specjalnie trudno mnie wzruszyć czy doprowadzić do łez. Bardzo często towarzyszę bohaterom w ich chwilach załamania, płacząc wraz z nimi. Postanowiłam jednak wybrać "Błękitny zamek", czyli jedną z moich ulubionych książek, którą polecam każdemu.


7. Najlepsza impreza w książce, czyli taka, w której chciałbyś uczestniczyć. 

Ja nie bardzo lubię imprezy jako takie, głośna muzyka i tłum ludzi wokół mnie napawają mnie raczej przerażeniem aniżeli radością. Zaparłam się jednak w postanowieniu, że odpowiem na to pytanie. Tym oto sposobem wybrałam książkę "Cinder", pierwszą z Sagi Księżycowej. Bal pod koniec tej powieści miał w sobie coś z dawnych bali - suknie, tańce, bajer - co pociąga mnie dużo bardziej niż współczesne zabawy.


8. Powieść z historią łatwą jak jazda na rowerze.

Tutaj powiem o książce bynajmniej nie letniej, ale takiej, którą bardzo przyjemnie mi się czytało, a jej fabuła nie był specjalnie skomplikowana. "W śnieżną noc" autorstwa Johna Greena, Maureen Johnson oraz Lauren Miracle z pewnością w tej kategorii się mieści, jeśli więc potrzebujecie książki, z którą miło się dpoczywa, serdecznie polecam.


9. Powieść, do której musiałaś dojrzeć jak kwiat.

Jako że nie uważam się za osobę nadmiernie dojrzałą, postanowiłam znowu nagiąć zasady i wybrać powieść do której wciąż muszę dojrzeć. Na zakończenie trzeciej klasy podstawówki dostałam książkę autorstwa Olgi Tokarczuk pod tytułem "Tam, gdzie spadają anioły". Podjęłam próbę przeczytania jej już wtedy, szybko się jednak zniechęciłam, tak samo zresztą jak pięć lat później. Wciąż czekam, aż zbawcza dojrzałość otworzy mi oczy na wartość tej książki. Może to nigdy nie nastąpić. Kto wie?


Pozdrowienia z drugiego końca internetu,

Valancy

sobota, 13 sierpnia 2016

20 książkowych faktów o mnie

Ach, tagi. Czyż nie są wspaniałe?

No joł. Postanowiłam znów nieproszona zabrać się za tag, który tym razem podpatrzyłam u Tutti, która może tak troszeczkę jest moim autorytetem. Tak troszeczkę...

1. Najwięcej czytałam w trzeciej klasie. Choć może nie były to książki zaawansowane, mądre czy wartościowe, pochłaniałam je w ilościach iście hurtowych. Po dziś dzień w mojej biblioteczce można znaleźć pozostałości tych złotych ilościowo dni.


2. Jestem beznadziejna w pożyczaniu książek, a raczej w ich oddawaniu. Za dawnych dni miałam pewną przyjaciółkę, z którą pożyczałyśmy sobie nawzajem książki przez cały czas. Do dziś posiadam całą walizkę jej własności... Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko dodać, że i ona  pewnie ma podobną ilość moich pozycji.


3. Jem i piję podczas czytania. Dam Wam teraz wielokropek na wydanie z siebie okrzyku grozy... No wiem, wiem, ale pokusa jest zbyt silna! W końcu co jest lepsze niż jedzenie i książki? Jedzenie i książki razem!


4. Książki noszę ze sobą wszędzie. Szczególnie ostatnio. Idziesz na spotkanie ze znajomymi? Weź ze sobą pięćset stronicową cegłę! A co, jeśli się spóźnią? Co, jeśli Ty spóźnisz się na autobus? Co, jeśli nie przyjdą, bo jesteś słaby/a i Cię nie lubią? Nigdy nic nie wiadomo. Trzeba być przygotowanym na każdy scenariusz.


5. W zeszłym roku przeczytałam cały podręcznik do chemii. W ramach nauki do konkursu, ale nie powiem, nie było to dla mnie nieprzyjemne.


6. Najbardziej lubię czytać... w czasie śniadania. Podczas gdy cały świat wielbi czytanie wieczorami, czym również nie pogardzam, ja najbardziej lubię czytać z samego rana, jako że śniadanie to pierwsze, co robię. W wakacje koło siódmej. Ale czemu budzę się koło siódmej, to ja już naprawdę nie wiem. To jest jakaś klątwa.


7. Zakładam książki listami. Zawsze miło jest mieć przy sobie list. Gdzie lepiej je przechowywać, jeśli nie w książce? A jeśli już tam jest, to niech pełni jakąś funkcję. Chociaż ostatnio mam zakładkę. Ma na imię Marian.


8. Nie mam nic przeciwko złamanym grzbietom. Uważam, że wtedy wyglądają, jakby miały właściciela, a to nadaje im charakteru. A czytanie bez łamania grzbietu doprowadza mi do szału.


9. Moja lista książek do przeczytania zawiera dokładnie 22 pozycje. A przynajmniej tyle jest zapisanych w moim niebieskim notesiku.


10. Podczas czytania najbardziej lubię pić czarną herbatę z malinami. Może to kwestia tego, że ja w ogóle bardzo lubię herbatę z malinami? 


11.  Słucham audiobooków podczas biegania. Nie jest to może najbardziej oryginalna rzecz na świecie, ale cóż... Jakoś wtedy mniej zwracam uwagę na to, że biegnę, a bardziej na to, co dzieje się w książce.


12. Nigdy nie słucham audiobooków na przyśpieszeniu. Wiem, że wiele osób to robi, więc i ja kiedyś spróbowałam. Ale przez cały czas towarzyszyła mi atmosfera pośpiechu i niepokoju. Więc wróciłam do normalnego, niepraktycznego tępa.


13. Uwielbiam fantastykę. Jest to mój absolutnie ulubiony gatunek, choć prawdopodobnie istnieje wiele bardziej wartościowych książek. Magiczna rzeczywistość przepełniona elfami, krasnoludami i innymi istotami jest wyjątkowo miła mojemu sercu.


14. Dość często przeżywam czytelnicze kryzysy. Czym jest to spowodowane? Jak to zatrzymać? Jak się wyleczyć? Nie wiem. Nauka pozostaje w tej kwestii bezsilna.


15. Moją ulubioną książką jako małej dziewczynki była "Mała księżniczka". Pozostaje ona droga mojemu sercu do dziś. Muszę przyznać, że przeczytałam ją przynajmniej sześć razy. 


16. Lubię czytać w wannie, choć nie robię tego specjalnie często. Znowu dam Wam wielokropek na okrzyk grozy... Ale jak się powstrzymać? Woda jest taka ciepła, książka taka ciekawa. 


17. Przez wiele lat próbowałam przekonać mojego młodszego brata, jak na razie jednak bezskutecznie. Chłopak ten jest niereformowalny. Do tej pory czytał on tylko "Dziennik Cwaniaczka", którego szczerze nienawidzę. 


18. Najbardziej lubię czytać na podłodze. Ale na jednej konkretnej podłodze. Mój dywan jest taki miły, choć może niespecjalnie miękki. Poza tym tam jest najlepsze światło - ach, uroki okna dachowego.


19. Absolutnie kocham, wielbię, adoruję, miłuję biblioteki. Atmosfera wewnątrz nich po prostu nie chce wypuścić mnie ze swoich zdradzieckich szponów. Nie muszę nawet niczego wypożyczać. Mogę w nich tylko siedzieć pod półką i zostać tam na wieki. Niech mole i książki wchłoną mnie w siebie, żeby nikt mnie nie zauważył i żebym mogła nigdy nie wychodzić.


20. Podobny stosunek jak do bibliotek mam do księgarni. Tyle że wyjście stamtąd bez zakupów jest raczej niemożliwe.

Pozdrowienia z drugiej strony internetu,

Valancy

środa, 10 sierpnia 2016

7 rzeczy, które w tajemniczy sposób zanika w czeluściach mojego bałaganu. Zawsze

Dzisiaj będzie nadzwyczaj (pozwólcie, że posłużę się parszywym tym określeniem) "randomowo".

Postanowiłam zrobić coś, czego nigdy nigdzie nie widziałam. Prawdopodobnie dlatego, że nie ma to najmniejszego sensu. O cóż chodzi, moi drodzy, już tłumaczę.

Kto mnie zna, ten wie, że jestem całkiem, cóż, roztrzepana. Mam także skłonność do posiadania bałaganu, rozgardiaszu, burdelu, jak zwał, tak zwał. Co za tym idzie, zazwyczaj sprawia mi problem znalezienie różnych rzeczy. Ciekawym jest, że lista rzeczy zgubionych zawiera kilka stałych elementów, które zawsze znikają w tajemniczych okolicznościach. I tę oto listę postanowiłam Wam zaprezentować. Oto

Lista rzeczy, których nigdy nie mogę znaleźć 

1. Beret harcerski
 
Nie wiem, na jakiej zasadzie to działa, ponieważ mam jedną szafę, w której ten beret jest. A raczej berety, bo na przestrzeni lat kupiłam chyba z sześć. Wszystkie są gdzieś w tej szafie. Prawdopodobieństwo znalezienia beretu rosło z każdym nowym zakupem, a jednak zdarza się to tak samo często - nigdy.

2. Pendrive

Z tym jest już gorzej, bo nie ma jednego określonego miejsca, w którym należy go szukać. A ilość pudełek, koszyczków i szuflad wydaje się być iście przerażająca. A gdy już się znajduje, to zazwyczaj w takich miejscach, jak szuflada ze skarpetkami albo futerał na gitarę...

3. Podręcznik do geografii

*Z tego miejsca pozdrawiam M.* Nie wiem, czy to wynika z mojej ukrytej *wcale nieukrytej* niechęci do tego przedmiotu, ale ilekroć zbliża się zeń sprawdzian, mój podręcznik znika w tajemniczych okolicznościach.  I nic tu nie pomaga fakt, że wszystkie inne podręczniki grzecznie stoją na półce czy leżą w pudełku. On zazwyczaj okazuje się być pod szafą czy za łóżkiem. Jak? Nauka do tej pory tego nie wyjaśniła.

4. Igły

Nikogo to nie dziwi. Igły są małe, a ja raczej nie odkładam ich na miejsce. Ale żeby wszystkie na raz?! Ostatni raz gdy sprawdzałam, było pięć. Teraz nie ma żadnej. Jak?

5. Długopis

Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest tak, że ja mam jeden długopis. Ja mam ze dwa tuziny długopisów. Ale co z tego, jeśli w najbardziej krytycznym momencie wszystkie decydują dostać nóżek i uciec w siną dal?

6. Skarpetki do pary

Problem ten można rozwiązać w bardzo prosty sposób - łączyć skarpetki w pary. Ale kto ma na to czas? Inna sprawa, że to mi jakoś specjalnie nie przeszkadza - co ciekawe zazwyczaj przeszkadza to bardziej innym niż mnie...

7. Legitymacja szkolna

Drodzy państwo, ja nie wiem, naprawdę nie mam pojęcia, jak można  gubić legitymację za każdym razem, gdy się jej użyje, ale ja właśnie to robię. A wieczór przed wszelakimi wyjazdami zawsze upływa mi na panicznym przerzucaniu tony obiektów w celu odnalezienia jednego małego kartonika, który umożliwia mi płacenie o połowę mniej za bilety. To brzmi absurdalnie, nieprawdaż?

Czy jest rada na ten problem? Czy ktoś może mi pomóc? Mogłabym na przykład zacząć odkładać rzeczy na miejsce...


Meh


Bardzo lubię cyfrę siedem, dlatego też zakończę w tym miejscu tę morderczą wyliczankę. Jako osoba mająca wieczny bałagan, chciałam z tego miejsca złożyć wyrazy uznania dla wszystkich pedantów, perfekcjonistów oraz ludzi porządnych z wyboru. Podziwiam i mam nadzieję, że kiedyś z kimś takim zamieszkam. Albo nie wiem, wyjdę za niego. Cokolwiek. Porządek to czarna magia.

Pozdrowienia z drugiego końca internetu,

Valancy

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Biegowe perypetie Valancy, wakacyjna utrata sportowego ducha i zdjęć też kilka na dokładkę.

Przez cały post przewijają się zdjęcia. Są to zdjęcia, które zrobiłam w czasie swych przebieżek we wszelakich miejscach. Mam nadzieję, że Wam przypadną do gustu.




Część może pamięta, że kiedyś tam dawno wspominałam, że biegam. Było to szczerą prawdą. Z jakiegoś tajemniczego powodu moje niechętne do niczego ciało było w stanie wstać z wygodnego krzesła obok biurka *no dobra, jest ono raczej średnio wygodne, ale wiecie, o co chodzi* i ruszyć na podboje warszawskich ulic, parków i okolicznych lasów - sekret do dziś nierozwiązany przez naukę. Trenowałam całkiem regularnie, osiągając nawet jako takie efekty. Czemu piszę w czasie przeszłym? No cóż...

Jak cały internet i okolica wie, pojechałam na obóz harcerski na dłużej niż zwykle, bo aż na 32 dni. Liczba nie byle jaka, ponad miesiąc w lesie. Nie powiem, te obozy zawsze służyły mojej kondycji - zwykle chudłam (choć powiedzmy, że do tęgich nie należę), zazwyczaj robię się silniejsza - dziesiątki przeniesionych żerdzi i wędrówki z plecakiem robią swoje. Mimo wszystko stanowi to nieco smutny czas dla mojej kondycji, choć przecież chodzę dużo więcej, oddycham świeżym powietrzem, poruszam się po terenie mniej przyjaznym moim nogom niż asfalt czy kostka. Co nie zmienia faktu, że jestem odcięta od treningów w ich czystej postaci. Do tej pory jako marny proch uczestnika nie bardzo mogłam oddalać się na zabójczą odległość choćby i kilometra, a i czasu na to nie ma. Spodziewam się, że jako kadra dalej nie będę miała łatwo w tej kwestii, jest to więc wieczna wyrwa w cyklu treningowym. Nieco słabo.

Poza tą przymusową przerwą, na drodze ku regularnym biegom stanęła mi choroba, którą przeszłam zaraz po powrocie do cywilizacji. Tym oto sposobem mój organizm został pozostawiony z rozwalonym w proch układem odpornościowym, ogólnym osłabieniem i kondycją wręcz na minusie w porównaniu do przeszło miesiąca temu. Nie powiem, wpływa to niezbyt motywująco na moją psychikę.

A i zacząć od nowa nie jest tak łatwo. Przede wszystkim w Warszawie panują mordercze upały, co oznacza, że aby biegać przyjemnie i bezpiecznie, trzeba wstać o poranku. Choć wśród moich rówieśników należę do osób wstających raczej wcześnie w okresie wakacyjnym, to jest to wciąż za późno *no i jest koleżanka M. Koleżanka M. wstaje o 5 rano i sprawia, że mam wrażenie, że moja 8 czy 9 to wręcz wieczór. Pozdrawiam koleżankę M.*. Przypomnijmy sobie także, że przed Wielką Przerwą, jak to niezwykle poetycko określiłam, nie biegałam mniej niż 6 kilometrów, a teraz pewnie będę musiała zejść poniżej pięciu *choć może i nie, kto to wie*, co skutecznie zabije we mnie ducha walki, a poczucie straty narasta we mnie jak szalone.

Cóż z tym zrobić? Nie pozostaje mi nic innego, jak ruszyć na podbój wszechświata i odbudować krok po kroku kondycję. Mordować się nie będę, bo to szkodzi urodzie. Ale już poczyniłam pewne kroki na drodze ku  biegowej świetności. Kupiłam na przykład nowe buty, jako że stare niemądrze zabrałam ze sobą do lasu i do niczego się potem nie nadawały. I poszukuję motywacji. Ku temu właśnie jest ten post - ku pokrzepieniu serc(a).

Gdy tylko przestanie padać *tak to w życiu bywa - jak nie upał, to deszcz*, wyruszę na znaną mi już aż zbyt dobrze ścieżkę tzw. "krótszej trasy", a Wam życzę, ażebyście w wakacje nie stracili sportowego ducha *co ja robię co roku, ale ććć*.

Pozdrowienia z drugiej strony internetu,

Valancy

sobota, 6 sierpnia 2016

Erin Morgenstern "Cyrk nocy". Gdy nastrój powala wszystkich na kolana

Prawda jest taka, że przeczytałam tę książkę jakiś miesiąc temu, więc szczegóły trochę mi się zatarły. Ale ććć

*Książkę przeczytałam w ramach stosikowego losowania. Całkiem świetna rzecz*

Prawdopodobnie nigdy nie spojrzałabym na ten wolumin, gdyby nie koleżanka T. oraz nie kto inny, jak nasza kochana Bukwa. Te dwie zacne dziewoje rozmawiały kiedyś na tenże właśnie temat, co nieco zainteresowało mój mały rozumek. I tak oto pewnego dnia wypożyczyłam z biblioteki tę książkę. I przeczytałam ją. No i fajnie.

Jest to powieść, która opowiada historię dwójki bohaterów - Cellii i Marka. Ich drogi krzyżują się w Cyrku, będącym własnością pewnego reżysera, którego nazwiska nie jestem w stanie napisać. Przepraszam. Znajdziecie w internecie.  Cyrk ten jest nieco osobliwy. Przede wszystkim jest otwarty od zachodu do wschodu słońca. Zamiast jednego dużego namiotu za płotem otaczającym teren cyrku jest wiele małych okrągłych namiotów. Atmosfera wewnątrz wszystkim odwiedzającym wydaje się magiczna, wiele przedstawień jest niewytłumaczalnych. 

Cóż, przyznaję, że nie była to najlepsza historia na świecie, ALE autorka tak zręcznie operuje słowami, że cały cyrk z jego zapachami, przedstawieniami, atrakcjami tak żywo stanął mi przed oczami jak nic jeszcze nigdy (no, może przesadzam, ale łapiecie przekaz). Obrazowo opisany świat przedstawiony sam aż cisnął się na oczy czytelnika. A nastrój powieści... Ach, tajemniczy nastrój wypełniał po brzegi każdą jej literkę. Fabuła jednak też nie była najgorsza, choć nieco zawiła. Jednak pasowała do nastroju. Nie powiem, bohaterowie wzbudzili moją sympatię. Mimo moich zastrzeżeń do akcji, wspominam tę książkę miło.

Moja ocena: 7/10

Pozdrowienia z drugiej strony internetu,

Valancy

czwartek, 4 sierpnia 2016

O całej serii książek w jednym poście - Andrzej Pilipiuk "Kuzynki"

To wcale nie jest tak, że w momencie pisania tego posta mam jeszcze jakieś sto stron do końca trzeciego tomu. Skąd ta myśl?

Każdy, kto kiedykolwiek próbował polecić komuś serię książek, opisując każdą z nich, coby się przypadkiem ten ktoś nie zniechęcił, spotkał się zapewne z problemem, z którym ja borykałam się, zastanawiając się, jak napisać, żeby było dobrze. Nie wpadłam nic do końca satysfakcjonującego, ale żeby nie zarzucić jakimś spoilerem czy czymś takim, postanowiłam mówić o serii jako o całości, mimo że uważam to za nieco krzywdzące dla książek, o których mowa. Mam na myśli trylogię "Kuzynki" autorstwa Andrzeja Pilipiuka.

"Kuzynki" jest to trylogia fantasy, w której skład wchodzą "Kuzynki", "Księżniczka" i "Dziedziczki". Opowiada ona historię trzech kobiet - Stanisławy i Katarzyny Kruszewskich oraz Moniki Stiepankovic. Pierwsza z nich to szlachcianka z Kresów, która pamięta jeszcze XVI stulecie, wciąż żywa mimo to dzięki kamieniowi filozoficznemu. Druga to  jej kuzynka narodzona wiele lat później, bo w wieku dwudziestym. Trzecia to nie dość, że księżniczka z czasów Bizancjum, to jeszcze wampir wyglądający na lat 16, mimo że na karku ma ponad milenium. Cała seria opowiada o perypetiach tychże kobiet, których drogi skrzyżowały się w XXI-wiecznym Krakowie. 


Cóż mogę na temat tych książek powiedzieć? Niewątpliwie nie są to książki wybitne, z których wyczytać można sens życia, co wcale nie oznacza, że ich lektura nie dostarczyła mi przyjemnych wrażeń. Przyznam, że zżyłam się nieco z bohaterkami tej książki, a ich historie wywołały u mnie ciekawość, co chyba było efektem zamierzonym przez autora. O wątku miłosnym nic nie powiem, bo postanowiłam, że o treści się nie rozpiszę, ale wspomnę, że nie przejął on całej fabuły, co nierzadko się przecież zdarza. Tak czy owak chwile spędzone przy tych książkach, choćby i niezbyt angażujących, nie uważam za chwile stracone.

Moja ocena: 7 i 3/4 /10

Pozdrowienia z drugiego końca internetu,

Valancy

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

I nikomu nie potrzebna dziś cywilizacja - mówili. O tym, jak pojechałam i wróciłam

Ile to już minęło... Ach, czuje się ten powiew świeżości, nieprawdaż?

Było tak. 28 czerwca bieżącego roku wyjechałam na obóz harcerski, z którego wróciłam w piątek, to jest 29 lipca. Każdy głupi więc policzy, że nie było mnie 32 dni. Ale mądra Valancy nie wpadła na genialny pomysł, żeby napisać postów do przodu i nie musieć zostawiać biednego... em... świata bez postów i takich tam. Tak czy owak oto jestem. A post ten będzie chaotycznym zbiorem moich myśli i zapowiedzią tego, co pojawi się tu w przyszłości.

Przede wszystkim przeczytałam kilka książek, w niedalekiej więc przyszłości można się spodziewać postów na ten temat. Może jakiś tag też tu zawita? Planuję też ruszyć do lasu z aparatem, co może skutkować pojawieniem się jakichś zdjęć. Taki letni napadł mnie nastrój, więc nigdy nic nie wiadomo - może coś szalonego?  Innymi słowy nigdy nic nie wiadomo.

Postanowiłam podzielić się z Wami wierszem, a właściwie fragmentem wiersza, który został mi w czasie obozu przedstawiony w wersji śpiewanej. Oto i on:


Ty przychodzisz jak noc majowa
Biała noc uśpiona w jaśminie
I jaśminem pachną twoje słowa
I księżycem sen srebrny płynie

Płyniesz cicha przez noce bezsenne
Cichą nocą tak liście szeleszczą
Szepczesz sny, szepczesz słowa tajemne
W słowach cichych skąpana jak w deszczu

Ech... Tak. "Gryzie mnie bezsens egzystencji", jak powiedziała kiedyś księżniczka Monika z książki Pilipiuka. *Tak, ją właśnie przeczytałam, między innymi rzecz jasna* Mimo tego stwierdziłam, że pora się wyrwać apatii i... spędzić moją marną egzystencję w miły i ciekawy sposób? Czy to ma sens? Nie wiem. Ale czy mam jakiś wybór? Raczej nie. Także hej przygodo! Wyruszam na podboje krainy weny by wypocić z siebie coś, co w najbliższym czasie umili Wam Waszą egzystencję, mam nadzieję. Czekam więc na Wam tam, gdzie zawsze - po drugiej stroni internetu!

Valancy