Znowu długo mnie nie było i wstawiam randomowe wpisy. słabo, Valancy, słabo.
Jestem harcerką. I biegam. Wbrew pozorom obie te informacje
są istotne dla tego tekstu, jak okaże się potem. Lecz od początku. Ostatnimi
czasy wielokrotnie zadawane było mi pytanie "dlaczego?". Raczej w
stosunku do harcerstwa aniżeli biegania, choć takie przypadki również miały
miejsce. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, nie byłam w stanie udzielić
odpowiedzi, która zadowoliłaby mojego rozmówcę. Postanowiłam więc zastanowić
się nad tym, by później wrócić do tej konwersacji i dowieść, że naprawdę
warto. Oczywiście zapomniałam o tym. Ale
przypomniałam sobie o tym przy okazji właśnie biegania. Wróćmy jednak do
absolutnych początków.
Miałam wówczas osiem lat, były to wakacje pomiędzy drugą a
trzecią klasą. I mimo że wciąż byłam małym brzdącem, spędzanie całych wakacji z
rodzicami i młodszym, pięcioletnim wtedy, bratem już mi nieco zbrzydło.
Zapragnęłam jeździć na wszelakie obozy i kolonie, tak jak moi koledzy.
Postanowiłam więc porozmawiać z moją mamą. Ona zaproponowała mi wstąpienie do
KIK'u (Klubu Inteligencji Katolickiej), w którym kiedyś prowadziła własną
drużynę. Ja jednak nie wiedziałam, co to takiego, za to moja dobra przyjaciółka
była zuchem! Powzięłam więc postanowienie, że również do nich dołączę, co
poparła moja mama, dla której tak
naprawdę nie było większej różnicy, czy będę chodziła do KIK'u czy do ZHP, jako
że i tak nie była już wtedy przesadnie katolicka.
A więc stało się. We wrześniu 2009 roku pojawiłam się na
swojej pierwszej w życiu zbiórce zuchowej. A potem to już jakoś poszło. W 2010
roku, już jako żwawa dziewięciolatka, pojechałam na swoją pierwszą (i ostatnią
z resztą) kolonię zuchową. Wspominam ją bardzo dobrze po dziś dzień. Potem
byłam harcerką, obecnie zaś należę do drużyny starszo - harcerskiej. I tak oto
we wrześniu tego roku minie osiem lat, od kiedy jestem w harcerstwie, co
stanowi trochę ponad połowę mojego życia. Lecz nadal nie udzieliłam odpowiedzi
na podstawowe pytanie. Po co?
Przede wszystkim nauczyło mnie to wielu rzeczy. Planowania
na przód. Odpowiedzialności. Nauczyłam się pracować z dziećmi, osobami nieco
starszymi ode mnie również. Zahartowałam się. Nauczyłam się nie zwracać uwagi
na pot czy brud. Ale tu przecież nie o to chodzi.
Czas nawiązać do biegania. Nie tak dawno temu w moim planie
pojawił się dystans siedmiu kilometrów. Założyłam więc buty i wyruszyłam do
pobliskiego lasu. Biegnę sobie tak, już pięć kilometrów za pasem i nagle poczułam
pewien zapach. I nie zrozumcie mnie źle, tu nie chodzi o zapach lasu, ten
towarzyszył mi przecież przez cały czas. To był zapach obozu. Pewnie ci, którzy
nigdy na takim obozie nie byli, bądź byli raz, nie rozumieją za bardzo, o co mi
chodzi. Może marszczą teraz brwi, powątpiewając w prawdziwość tego zdarzenia.
Mam nadzieję jednak, że harcerze pojmą, o co mi chodzi. Ten właśnie zapach
wywołał uśmiech na mojej twarzy. Bo klimat obozu harcerskiego jest
niepowtarzalny. Można oczywiście postawić namiot w środku lasu, ale to wciąż
nie będzie to samo. Ciężko jest mi to wyrazić. Ale jednak nie można zaprzeczyć,
że gdy rozmawiam z innym harcerzem, choćby z innej organizacji, na temat obozu,
jest w tej rozmowie pewien rodzaj zrozumienia. Nie jest oczywiście tak, że nie
chcę nawiązywać kontaktów z "cywilami". Czasem są one nawet
przyjemniejsze. Ale czasem to zrozumienie to jedyne, czego mi potrzeba.
Obozy są męczące. Pod koniec chciałoby się spać całymi
dniami. Warunki sanitarne nie zawsze są najlepsze. Mieszka się w namiocie z
kilkorgiem innych ludzi tak samo spoconych i zmęczonych jak ty. Jedzenie nie
zawsze powala na kolana. Wszędzie są komary, robaki, pająki i inne nieproszone
stworzenia. Prawdopodobieństwo walnięcia się młotkiem w palec czy zacięcia się
piłą jest aż nadto wysokie. A rany goją się długo, bo wokół pełno ziemi i
bakterii, które tylko czekają, by się do nich dostać. A jednak, gdy tylko obóz
się kończy, już nie mogę się doczekać następnego.
Valancy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz