Kolejne dziwne fakty o Valancy. Czy kiedyś się skończą? Pewnie nie.
Cześć! Jestem Valancy i nienawidzę zakupów.
Naszło mnie na pisanie na ten temat głównie dlatego, że niedawno na zakupach byłam. Nikt mnie nie zaatakował, apokalipsa nadal (o dziwo) nie nastąpiła, mam obie nogi, obie ręce i zjadłam dobre lody. Wszystko wspaniale! Jednak nie było wspaniale. A dlaczego? Już spieszę z wyjaśnieniem.
Przede wszystkim, nie wiem, czy mam manię prześladowczą, czy co, ale zawsze, gdy spokojnie przeglądam sobie ubrania, nikomu przy tym nie szkodząc, mam wrażenie, że co najmniej dwie osoby mnie obserwują i oceniają na podstawie odzieży, którą wybieram. Naprawdę. Starsza pani w kącie niewinnie wertująca swetry? Nie! Jej krzywa mina i spojrzenie na mnie (wcale nie obok mnie) wskazuje na fakt, że nie podoba jej się para spodni, którą trzymam w dłoniach, wybitnie jej się nie podoba i jestem dla niej świetnym przykładem rozpuszczonej młodzieży. I co z tego, że nigdy więcej jej nie spotkam?
Załóżmy jednak, że w sklepie nie ma nikogo. Prócz sprzedawcy. Przesadnie pozytywnego sprzedawcy, który natychmiast rusza w moją stronę i chce udzielić mi pomocy. Człowieku! Trzymaj się na dystans! Jeśli będę potrzebowała pomocy, poproszę o nią (nieprawda, boję się ludzi)!
Na pewno kupowaliście kiedyś kostiumy kąpielowe czy kąpielówki. Może więc zrozumiecie, jak bardzo źle wpływa to na moje samopoczucie. Choćbym nie wiem, jak dobrą figurę miała w momencie kupowania kostiumu, i tak będę czuła się źle. Wrodzone spaczenie. Ogólnie rzecz biorąc, kupowanie ubrań zazwyczaj obniża moją samoocenę.
I już ostatni, lecz nie mniej ważny powód. Pieniądze! Ubrania są drogie! Ja nie jestem specjalnie bogata i, co ciekawe, nie specjalnie lubię wydawać pieniądze. Nawet więc jeśli znajdę idealne rzeczy, które nie sprawiają mi bólu psychicznego, nie obędzie się bez niego, gdy podejdę do kas...
Także tego... Zakupy są złe. Nie lubię zakupów. *Valancy odreagowuje traumę sprzed kilku dni*
Pozdrowienia z drugiego końca internetu,
Valancy.
O, ja całkiem lubię zakupy - to znaczy samo chodzenie po sklepie jest raczej męczące i zawsze kręci mi się w głowie, ale nowe ubrania są takie przyjemne i ekscytujące! Najlepiej, jeśli w dodatku sponsoruje je odgórna władza. Wtedy to w ogóle miodzio.
OdpowiedzUsuńMuszę iść na zakupy. Znowu.
B.