sobota, 14 czerwca 2014

John Green "Gwiazd naszych wina" czyli przy książkach można płakać.

No tak... Okazało się, że jednak idę za trendami, nie jestem ani do tyłu ani do przodu. Smutne. Ale mimo wszystko nie żałuję czasu poświęconego na tę książkę. Jest naprawdę genialna.

Główną bohaterką jest Hazel Grace Lancaster, szesnastolatka chora na raka tarczycy z przerzutami do płuc. Związku z chorobą cały czas podpięta jest do wąsów tlenowych i zawsze musi ze sobą zabierać wózek z butlą z tlenem. Jej mama uznała, że Hazel popadła w depresję (co objawia się siedzeniem w pokoju, gapieniem się w sufit, czytanie w kółko "Ciosu udręki" oraz rozmyślaniami o śmierci) i wysyła ją na grupę wsparcia. Dziewczyna spotyka tam niejakiego Augustusa Watersa.

Książka opowiada o cierpieniu w najczystszej postaci. Nie jest banalna ani przesłodzona. Hazel jest naprawdę wspaniałą osobą z ciekawymi przemyśleniami, Augustus jest zaś uroczym człowiekiem z życiową misją ratowania innych. I mimo, iż są tacy mili dotyka ich tragedia, która jest jak najbardziej współczesna. Przez wiele dni po przeczytaniu tej książki nie chciałam pisać tej notki bo jestem pewna, że nie oddam w niej smutku tej opowieści. Mam nadzieję, że przeczytacie.

Valancy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz