To nie jest tak, że nie czytam. Nieee
Jak może pamiętacie ale raczej nie, mniej więcej rok temu dodałam posta o tym, jak nie poddać się jesiennej chandrze. *Autoreklama zawsze na plus, nie?* Jest tam kilka mądrych rzeczy, kilka mniej mądrych, tak czy owak przetrwałam, co chyba jest rzeczą pozytywną. I żyłam sobie dalej w błogiej nieświadomości nadchodzącego nieszczęścia, aż do teraz. Drodzy państwo, listopad wrócił.
W tym roku przyjęłam nieco inną technikę radzenia sobie z rzeczywistością. Postanowiłam wyjść jej na przeciw i nie wmawiać sobie, że noc to dzień, a krowa to byk. W tym roku poddam się jesiennej melancholii pełną piersią, acz postaram się to uczynić w sposób niezagrażający mojemu życiu ani zdrowiu, zarówno fizycznemu jak i psychicznemu. Jak, zapytacie? Bardzo dobrze, że pytacie. Oto trzy podstawowe prawa dosmucania:
Jak się dosmucić by się nie zasmucić?
Jak bowiem rzekł Dosmuczacz z Kabaretu Starszych Panów, czasem warto dosmucić. Ale zasmucić to już inna sprawa.
Precz z oszustwem!
Nie wmawiajmy sobie, że świat jest radosny i kolorowy. Świat jest smutny. Świat jest szary. Świat jest martwy.
Lecz niech żywi nie tracą nadziei!
Na przykładzie zeszłego roku można sprawdzić, że listopad w końcu mija. A potem są Święta, narty, a w końcu wiosna. Tak więc stawmy czoła temu potworowi z nadzieją na lepsze jutro.
Kaptury. To ich pięć minut.
Zacna niewiasta o imieniu zaczynającym się na literę T. rzekła mi "Słuchaj! Ściągaj ten kaptur. To jedynie dodaje Ci żałości". Lecz droga niewiasto, a i inni poskramiacze kapturów - oto właśnie w tym wszystkim chodzi. Chodzi o to, by dosmucić.
To są trzy podstawowe prawa dosmucania. Pamiętajcie o kapturach.
Minuta na tegomiesięczne osiągnięcie:
Szanowni państwo, po raz pierwszy w całym moim miernym istnieniu udało mi się prowadzić dziennik przez dłużej niż tydzień. Jest to świetna metoda usuwania z siebie nadmiaru szalonych emocji bez konieczności krzyczenia na szczeniaczki. Także serdecznie polecam.
Valancy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz