Nikt nie przykłada wagi to postów o niczym.
A szkoda, pisanie ich jest wyjątkowo przyjemne.
Witajcie w intrygującej krainie myśli Valancy.
Może i nie jestem wielkim myślicielem, ogromnie zmotywowaną do działania osobą, czy też starszą panią z bagażem doświadczenia na plecach. Nie zmienia to faktu, że nadchodzący koniec roku, s tym samym wakacje i perspektywa nowych możliwości na horyzoncie nastrajają mnie do przemyśleń i planów na nadchodzące dwa miesiące. Tak więc postanowiłam podzielić się tym, co mi w duszy gra, co, mam nadzieję, nie tylko nie będzie wam przeszkadzać ale może także sprawi wam przyjemność.
A jeśli nie, to trudno. Mój blog, moje zasady.
Początek wakacji, a właściwie ich połowę, bo dokładnie miesiąc i jeden dzień, spędzę w objęciach mazurskich lasów na bozie harcerskim. Niemalże odcięta od cywilizacji, skupiająca się na samodoskonaleniu i przetrwaniu (oraz jedzeniu i spaniu kiedy się da, tak w praktyce), kontemplować będę dzieła natury. Spędzę ten czas w towarzystwie ludzi o podobnych ideach (pic na wodę i fotomontaż, Valancy, nie oszukuj się), lecz będą to ci sami ludzie przez cały czas - wraz z nimi będę jeść , spać, wypełniać liczne obozowe obowiązki, budować, niszczyć... Co może być nieco męczące. Człowiekowi potrzebne wtedy jest coś, co ma tylko i wyłącznie dla siebie, coś, w co nikt inny nie ingeruje. Dlatego też zakupiłam zeszyt i mam zamiar prowadzić dziennik obozowy, który będzie powoli zapełniany przeze mnie myślami, odczuciami, wspomnieniami, etc. Jestem tym wyjątkowo podekscytowana. A żeby oddać sprawiedliwość pewnej istotce bez oczu, muszę rzec, że pomysł ten zrodził się w mojej głowie po przeczytaniu posta Julii, której blog oświetla moje najciemniejsze dni.
Oczywiście, jak co roku, planuję też posunąć się w te wakacje jeśli chodzi o naukę. Rosyjski, angielski, liczne książki - to wszystko już czeka z tyłu mojej głowy na odkrycie. Ale największą wagę przykładam w tym momencie do biologii. Spójrzmy prawdzie w oczy - konkurs sam się nie wygra, liceum nie poczeka. Dlatego też planuję ostro zabrać się do pracy, w czym wspiera mnie koleżanka M. (ta sama, której ręka podtrzymywała mnie przed upadkiem na łyżwach. Ach, M., cóżem bym bez Ciebie uczyniła?) i w czym ja zamierzam wspierać ją. Nie wiem, na ile uda mi się ten plan wypełnić, ale póki co wierzę, że wszystko jest możliwe, jeśli się do tego dostatecznie przyłoży (huhu, zaleciało Paulo Coelho)!
Jednego jestem pewna - poczta polska będzie miała przeze mnie urwanie głowy. Tak, drodzy państwo, absolutnie kocham, uwielbiam, miłuję i adoruję tradycyjnie listy, pisane ręcznie, pełne emocji i pracy i o mój Boże. Nic równać się nie może z radością, która rodzi się w mej duszy po otrzymaniu listu od osoby, którą darzę wszelakiego rodzaju ciepłymi uczuciami. Sama więc staram się w wakacje pisać listów od groma, ażeby radość tę szerzyć wśród przyjaciół dalszych i bliższych, rodziny i w ogóle wszystkich! Gdy wraca się do listów, pojawia się ta sama radość, co za pierwszym razem - jest więc to radość długoterminowa!
Nadchodzi nowy rok szkolny. Ostatni w tej szkole. Przeraża mnie, jak szybko czas płynie, zbliżając mnie nie tyle do kresu, ile do konieczności bycia dojrzałą i odpowiedzialną osobą, co w moim przypadku wydaje się być niewykonalne (co oznacza, że pozostanę w duszy dzieckiem, tak długo, jak to będzie możliwe). Ale nowy rok to nowy zastrzyk motywacji i słomianego zapału, który przy odrobinie pracy można przekuć w zapał "niesłomiany". Toteż zamierzam uczynić. Łuhu!
Post ten napisał Paulo Coelho. Zazwyczaj nie ma we mnie tyle radości.
Ciekawe...
Pozdrowienia z drugiego końca internetu,
Valancy